21 marca 2016, 23:00
Dzis kolejny dzien kopania sie z koniem. Znowu ze starym poklocilismy sie o glupote straszna. Dochodze do wniosku ze on przez swoja niska samoocene doszedl do takiej perfekcji ze teraz jesli mu zwroce uwage ze cos spierdzielil to automatycznie szuka winnego tej sytuacji ( jak nie da sie zwalic na mnie to panstwo zle). On sobie z tym wszystkim nie daje rady i zaczyna swirowac. Wieczorem kiedy przy parku po raz milionowy wyrzucalismy z siebie oskarzenia zauwazylam, ze tego wieczora pogoda byla cudna. Zapach wiosny unosil sie w cieplym wiaterku a szum fontanny dawal ukojenie. Spojrzalam na mezczyzne, ktory mial mnie kochac na dobre i zle itp. i zobaczylam w jego oczach zalamanie polaczone z wrogoscia. Wtedy zapragnelam miec normalna rodzine, w ktorej zamiast klocic sie w tak piekny wieczor , ukratkiem za reke wychodzimy z domu posiedziec na lawce i delektowac sie zimnym winem rozmawiac o swojej milosci i licytowac ogrom szczescia. Wlasnie tego brakuje w moim zwiazku rozmowy o milosci. Poruszamy wiele tematow od filozofii na zoologii konczywszy ale milosc jest tematem tabu a moze juz jej dawno nie ma? Tak brakuje mi poczucia ze jestem kochana iz mam wrazenie ze nigdy nia nie bylam. Jedynie patrzac na dzieci serce mi sie rozpala bo wiem, ze kocham i jestem kochana.